Najnowszy „SFinks” przynosi wywiad Marcina ‘malakha’ Zwierzchowskiego z Tedem Kosmatką. Ten utalentowany amerykański pisarz opublikował po polsku dwa opowiadania, oba w „Krokach w nieznane”. W poniższym fragmencie wywiadu autor z iście wisielczym poczuciem humoru opowiada o losie swoich powieści i pisarzy SF w Stanach.
Wspominałeś o napisaniu powieści, w której rozwinąłbyś historię z „Proroka z wyspy Flores”.
– Taki miałem zamiar, ale będę zupełnie szczery i przyznam, że niedawno straciłem wszelką motywację, by kończyć powieści. Wiem, że nie powinienem mówić takich rzeczy, będąc obiecującym pisarzem i tak dalej, ale jest jak jest. Myśl, że napiszę trzecią powieść, którą będę musiał schować do szuflady na lata, po prostu mnie przygnębia. Znam pisarzy, którzy obchodzą urodziny swoich niewydanych tekstów i część z tych prac szła by już do podstawówki, a wydawcy wciąż nie są zainteresowani. Jeśli tekst byłby dzieckiem, mógłby się już sam przeczytać. Taka sytuacja bardzo mnie dotyka. Lepiej już pisać opowiadania.
Polscy czytelnicy często postrzegają amerykański rynek wydawniczy jako raj dla pisarzy: jeśli masz talent i zostaniesz zauważony, nic nie stoi na przeszkodzie, by pisać na pełen etat. Możesz się do tego odnieść?
O mój Boże. Nie. To zupełnie nie tak. Aż mnie rozśmieszyłeś. Sprzedawałem prace największym magazynom science fiction w Stanach, moje opowiadania wydrukowano w siedmiu antologiach, zbierających najlepsze teksty roku, w przeciągu ostatnich dwóch lat. Byłem nominowany do nagród i tłumaczony na wiele języków, a wciąż nie mam pojęcia jak się wybić jako pisarz. Umarłbym z głodu, gdybym spróbował wyżyć z pisania SF. Najlepsza strategia, by zostać pełnoetatowym pisarzem, jaka przychodzi mi do głowy, to bycie bogatym od początku. Wtedy można sobie na to pozwolić. Reszta z nas, pisarzy, ma inną pracę, by mieć co jeść i liczy urodziny swoich niewydanych tekstów, by zabić czas.
Wywiad przetłumaczył Bartosz Kuźmiński.
Całość wywiadu na Polter.pl.